Cateringowo – wspomnienie wczorajszego dnia. Spokojna niedziela i pyszna rybka szefa Darka przygotowana na dzisiejszy obiad…

Koty relaxują się w warzywniaku. Drugi dzień koszenia trawy – siano pięknie pachnie, w ogródku zaczynają rosnąć taaakie grzyby, nenufary zaczynają kwitnąć…
Jest pięknie…

Oj działo się działo…
Rankiem szef Daruś przygotował dla mnie śniadanko: śledzie w trzech smakach, capreze oraz jajka w sosie tatarskim – nie będę opowiadała jak to smakowało, bo to śniadanie na 3 dni.
Potem było piknikowo. To nasza pierwsza w tym sezonie mała impreza – ze względu na pandemię zorganizowana w formie piknikowej w Chacie Ludwika. Jak zwykle było pysznie i dzieciaki miały ogromny teren na zabawę. Pan Robert – ninja dumnie pozował na love Korfowe. Były maseczki, rękawiczki, przyłbice, płyny dezynfekcyjne, luźno rozmieszczeni goście przy stołach, nikogo vis-a-vis. Bardzo dziwne czasy nastały… Pocieszające jest to, że panowie zaczynają mieć brzuszki i po ich wcześniejszych „kaloryferach” nie ma już śladu. Jeszcze trochę i pozbędę się kompleksu osoby lekko „puszystej”. Była też przejażdżka końmi po okolicy. Pan Michał przyjechał w parę swoich niesamowicie pięknych koni. Przed drugą turą jazdy spadł deszcz więc wszyscy uciekli i miałam okazję zrobić fajną fotę z panem Michałem pod parasolem… Cały dzień grzmiało wokół, ale burza nie dotarła do nas – szczęśliwie goście mogli bawić się bez niespodzianek pogodowych. To był taki piękny dzień.
Dziękuję mojej świetnej ekipie niezastąpionych ninja’s. bardzo się za nimi stęskniłam…

Dzisiaj kończymy sprzątanie sumaków. Szkoda drewek, ale młode rosną. Piękne słoje na pniach – ale strasznie żywiczne (czego nie wiedziałam, bo to drzewo liściaste przecież) – ledwo domyłam ręce…
Potem spotkałam niesamowitą ćmę/motyla – cudnie umaszczony, a gdy rozpostarł skrzydła odwłok miał czerwony…
Ciocia ze swoim synkiem w warzywniaku – po ponad 100 dniach pojechała do stolicy (wizyty u lekarzy, dentystów itp.)
A truskawki – może nic specjalnego, ale gdy z własnego ogródka – smakują przepysznie!… Kiss

Ulotność chwili… Przez wiele dni cieszyłam się ich urokiem, aż tu nagle wystarczyło kilka minut, wiatr, burza i już takie piękne nie będą… Cieszmy się życiem każdego dnia…

To był dzień wczorajszy. Niesty z powodu awarii linii energetycznej spowodowanej burzami nie mieliśmy prądu do dzisiaj rano i nie było internetu.
Dzień był taki:
Dzisiaj setny dzień życia podczas zarazy. Zastanawiałam się, co napisać, bo nic nie zapowiadało, że będzie to jakiś szczególny dzień. Dzień szczególny, bo po długiej przerwie wznowiono pierwsze loty zagraniczne. Może oznaczać to będzie powrót do normalności…
Postanowiłam, że zamieszczę zdjęcia naszych cudnych maków, które fotografuję od kilku dni, ale po tym, co się później stało te zdjęcia zamieszczę jutro. Przed południem wysłałam wiadomość do Pani Ani z prośbą o pavlovą na dziś, bo jakoś trzeba by uczcić ten setny dzień. Dla Pani Ani nie ma rzeczy niemożliwych – obiecała bezę „full wypas”…
Kilka godzin później, wczesnym popołudniem zagrzmiało i zrobiło się ciemno. Nadeszła burza. Zanim jednak burza nadeszła wyłączono nam prąd – pewnie awaria spowodowana ową nadchodzącą do nas nawałnicą. Było ciemno, wiał wiatr i niesamowicie po prostu lało. Krajobraz po burzy był piękny. Jeden z naszych sumaków zakończył żywot, dziki stały po kolana w wodzie, do kilku pomieszczeń wdarła się woda, którą musiałam usuwać. Przed bramą spotkałam piękną zieloną żabę (nie pocałowałam, a pewnie był to książe), która była jak przyklejona do podłoża i dopiero, gdy lekko dotknęłam ją patyczkiem pokicała w krzaczki.
Napisałam do Pani Ani, aby pavlovą przełożyć na jutro, bo cała nasza okolica była bez prądu – ale usłyszałam, że nie ma dla niej rzeczy niemożliwych i tym sposobem o godzinie 19.00 zasiadłyśmy z Ciocią do przepysznej pavlovej. Było romantycznie, bo przy blasku świecy.

Przerwa kawowa i mały żuczek, który jest tak piękny, że nie szkoda, iż ma duży apetyt na lilię…

Skromnie uważam, że moja szklarenka wygląda „profesjonalnie”, a czy z tego będą owoce to trzeba poczekać…
Dzisiaj było szpinakowo. Spaghetti z sosem ze szpinaku, suszonymi pomidorami, czosnkiem, śmietaną i parmezanem. Dało się zjeść 🙂

Pyszne są truskawki z własnej hodowli… Peonia zakwitła cudnie…
Social distancing wizyta VIP z małżonką…

Pomidory w szklarence lada dzień będą kwitły, inne roślinki też mają się dobrze. Poziomki smakowały poziomkowo – przepychotka!
Gołębie grzywacze (są chyba 3 lub 4 pary) bardzo lubią nasz catering w karmiku, a dzikie zwierzęta przy wodopoju dostały dzisiaj mineralizowaną lizawkę dla zwierząt…