Życie w czasie zarazy. Dzień 51…
Przed południem mój stres się zakończył – Marek przeszedł zabieg wymiany rozrusznika serca i wygląda na to, że jutro wróci do domu.
Pech jednak wśród mojej zwierzyny. Rudzik na kroplówkach – zero apetytu. Dodatkowo Lala odmówiła przyjścia na obiad – a jest to sunia niezwykle łakoma na jedzenie. Może stresu by nie było, ale leżała gdzieś w krzaczkach i nie chciała się ruszać. Później zjadła z ręki pyszną puszkę Rudziaka, ale… mimo wszystkich aplikowanych kropelek przeciw kleszczowych – znalazłam na jej karku wypasionego kleszcza… Temperatura była podwyższona. Przyjechał pan doktor Łukasz, zaaplikował 6 lub 7 zastrzyków no i czekamy, co będzie dalej…
Drzewa owocowe pięknie kwitną…