Covid-19: 21045/375
Dzisiaj był bardzo pracowity dzień.
Odwiedzający nas kolega Zbyszek nie myślał, że zostanie poproszony o techniczną pomoc. Ale wycofać się było nijak. Najpierw kurier przywiózł daszek więc trzeba go było zainstalować. Jakie to szczęście, że był obecny techniczny Zbyszek, bo z Rysiem by nam było trudno. Następnie kurier przywiózł wykładzinę podłogową do kurnika – więc trzeba było ją przyciąć z grubsza – kosmetykę wykonałam później sama. Oczywiście pójdzie na to podściółka ze słomy, ale łatwiej będzie utrzymać higienę. Aż wreszcie przyjechał Mistrz Rysio Owczarek i przywiózł swoje dzieło – obraz Generała razy trzy. Potocznie mogę powiedzieć: dla mnie bajka lub mega! Haki w ścianie były już zamontowane od kilku dni. Niestety okazało się, że moja własnoręcznie zrobiona rama z kawałka jakiejś starej szafy i desek nie trzyma zbytnio przekątnych i obrazu nie dało się powiesić przy obecności Mistrza. Rysio ze Zbyszkiem dali jednak radę, aby moją niedoskonałość udoskonalić i tak obraz otrzymał należną mu oprawę. Gdy samotnie już kończyłam pracę zaczął padać śnieg i znowu jest biało. Nie mogę powiedzieć, że jestem tym zachwycona, ale nowy daszek spełnia swoją funkcję.
Jutro mam nadzieję zrobimy grzędy i gniazda i zaprosimy kurze towarzystwo do dodatkowego nowego lokum!…

Covid-19: 17260/398
Dzisiaj doszła do mnie książka Petera Hesslera „Pogrzebana” polecana przez arabiarzy. Jestem bardzo ciekawa jej treści, bo opowiada o rewolucji w Egipcie, której początki śledziłyśmy z ciocią Elą z sąsiedniego Izraela skąd po wycieczce po Ziemi Świętej miałyśmy wrócić na pobyt do Sharm El Sheikh. Z powrotu do Egiptu wtedy zrezygnowałyśmy ze strachu wybierając dodatkowy tydzień w Izraelu, który był bardzo interesujący aczkolwiek po różnych doświadczeniach tego pobytu Izrael stał się ostatnim krajem na liście wszystkich krajów świata, który chciałabym ponownie odwiedzić…
Życie w czasie zarazy… c.d.
Tutaj z pomocą przyszła historia. Kampinoski Park Narodowy wykupywał – i do dnia dzisiejszego wykupuje gospodarstwa położone w jego obrębie. Nasze Korfowe 7 (wtedy Korfowe 32) położone w otulinie Parku Narodowego również podlegało temu wykupowi. Moja babcia postanowiła, że sprzedadzą gospodarstwo do KPN i wtedy kupią sobie mieszkanie w Warszawie i będą żyli długo i szczęśliwie.
Mieszkając wtedy w Wiedniu przyjechałam na kolejną wizytę do dziadków. Była to ostatnia wizyta przed śmiercią mojego dziadka, gdy jeszcze był pełen energii i krzepy fizycznej. Siedząc na powalonym drzewie obok naszej piwnicy spytałam dziadka czy jest zadowolony z pomysłu babci i potencjalnej sprzedaży gospodarstwa. Odpowiedź była krótka i jednoznaczna: „starych drzew się nie przesadza”. Nigdy nie zapomnę tej rozmowy, ale dała mi ona dużo do myślenia. Później przyjechałam na Korfowe gdy dziadek był bardzo chory, a potem już na pogrzeb. Ale w głowie ciągle miałam to zdanie dziadka… Jestem pewna, że gdyby nie ta rozmowa historia potoczyłaby się zupełnie inaczej.
c.d.n.

Covid-19: 9954/282
Jak zaraza zmieniła moje życie i nauczyła mnie jeszcze większej pokory…
Dzisiaj mija rok odkąd zaczęło się moje „życie w zarazie”. W czasie tego roku wiele się wydarzyło, mimo izolacji społecznej zrealizowałam wiele projektów, o których normalnie nawet bym nie pomyślała. Ale do zrozumienia, jak można funkcjonować w nowych warunkach i cieszyć się z każdego dnia, nie ulegając melancholii potrzeba trochę wiadomości „historycznych”.
Będąc osobą „światową”, mieszkającą wiele lat w różnych krajach Europy, podróżując bardzo aktywnie po świecie zastanawiałam się jak moja babcia Leokadia i dziadek Lucjan mogli żyć i pracować na Korfowym opuszczając go jedynie kilka razy w roku na odległość nie większą niż 40 km, gdy udawali się do Warszawy na ważne spotkania rodzinne. Resztę czasu spędzali w obrębie gmin Leszno i Kampinos – gdy raz w tygodniu trzeba było pojechać na targ aby sprzedać to, co produkowali w gospodarstwie (owoce, warzywa, jaja, masło). Zwykle wozem zaprzężonym w konia (naszą klacz Miśkę) robił to dziadek Lucjan – po drodze odwiedzając młyn, aby zmielić zboże na paszę dla zwierząt, kupić papierosy marki sport, sprawunki na kartce spisane przez jego żonę oraz nieodzownie jakieś landrynki oraz butelkę oranżady, której smak pamiętam do dzisiaj. Gdy na Korfowym spędzałam wakacje często jeździłam z dziadkiem na targ pomagając mu „handlować” i od razu – ku jego niezadowoleniu – potrącałam sobie jakieś małe kwoty za tę pomoc. Może miałam wtedy 10-13 lat. To była wielka atrakcja wakacji na Korfowym. Często też towarzyszyłam dziadkowi w wieczornych wyjazdach na punkt skupu truskawek, który odbywał się na podwórku sołtysa pana Frania Gawarta lub później we wsi Powązki. Można było tam spotkać tam innych ludzi no i ewentualnie rówieśników. Ale najpiękniejsze były powroty wozem do domu. Było już ciemno, bo dziadek był człowiekiem bardzo towarzyskim i długo poddawał się dyskusjom ze znajomymi. Kładłam się wtedy płasko na podłodze wozu i wpatrywałam się w wysłane gwiazdami niebo. Co to był za widok! Różne gwiazdozbiory, o których uczyłam się na lekcjach w szkole. Niesamowita przestrzeń. Ale najpiękniejsze były te wcześniejsze powroty, gdy widać było jeszcze chmury. W ich kształtach znajdowałam najróżniejsze zwierzęta, potwory lub postacie ludzkie. Miśka powoli wracała do domu…
Niby sielanka, a przecież ciężka praca.
No i wydawało się, że oni byli spełnieni i szczęśliwi. Ja zaś zastanawiałam się czy rzeczywiście byli szczęśliwi i jak mogli tak żyć bez podróży, bez odwiedzania i eksplorowania nowych miejsc, bez zmieniania tego wydawać się mogło monotonnego życia perfekcyjnie dopasowanego do pór roku.
Będąc osobą urodzoną w stolicy i zawsze mieszkającą w wielkich miastach nigdy nie myślałam, że moje życie zmieni się radykalnie i zatoczy swoisty krąg.
c.d.n.

Covid-19: 13574/126
Mimo, iż Mru-Mru i Siwa mieszkają razem od 6 lat nigdy się nie polubiły i często dochodzi do nich do ostrych spięć.
Dzisiejsze słońce niebezpiecznie przybliżyło je do siebie, ale obyło się bez kłótni…

Covid-19: 14857/245
Taka miła wizyta dzisiaj. W programie Coco gallery, Mural Generała, Izba Leokadii i Lucjana, Pokój/box naszego Derbisty Dekora oraz pamiątkowe zdjęcie „Love Korfowe” 🙂

Covid-19: 15829/263
Dzisiaj motyl poczuł wiosnę i opuścił budynek. Nie przewidział chyba, że po południu będzie padał śnieg…

Covid-19: 15250/289
Siwa – z egipskiego bezdomniaka stała się egipską księżniczką na Korfowym i tak nam panuje już od 6 lat 🙂

Covid-19: 15698/309
Uwielbiam dawać kolejne życie starym przedmiotom. Osoby, które mnie znają dziwią się często, że „kolekcjonuję” przedmioty, które inni wyrzuciliby na śmietnik lub użyli do palenia w piecu. Ja bardzo żałuję każdej deseczki, bo przecież ona ma duszę, bo przecież służyła ludziom przez wiele lat i była świadkiem ich codziennego życia. Zbierałam więc stare drzwi od budynków gospodarczych, piękne drzwi filągowe przeznaczone na zagładę , a których nikt nie chciał. Zbierałam, nie bardzo mając pomysł co z nimi robić, ale po prostu, żeby je uratować przed zagłądą. Bo w każdych takich drzwiach był kawał historii.
Gdy postanowiłam powiększyć moją Coco gallery – wpadłąm na pomysł, aby wykorzystać te stare drzwi i deski i stworzyć kurnik, który będzie miał swoją „historię” i zapewne niepowtarzalny klimat. Powoli kończymy „obijanie” ścian tymi wiejskimi artefaktami. Dzisiaj wybiliśmy ścianę, która będzie łączyć dawne Coco Gallery z nowym. Choć mały otwór – wyszły z tego 3 taczki gruzu. W Coco gallery powiesiliśmy kotarę, aby kurki bez niepokoju mogły znosić jaja…

Covid-19: 7937/216
Generał i jego harem 🙂