Covid-19:24856/749
Zadziwiające, że moje zeszłoroczne włoskie sałaty przezimowały w warzywniaku bez żadnej osłony. Może to jakieś alpejskie odmiany? 🙂

Covid-19: 28487/768
A window with a view…

Covid-19: 27887/954
Od dzisiaj Coco galeryjne jaja mają swoje logo 🙂

Covid-19: 14910/638
Generał sprawdza czy członkinie jego haremu prawidłowo pracują 🙂

Covid-19: 8245/60
Dzisiaj Ciocia Ela z Markiem wysiewali nasiona warzyw do mini szklarenek… Trochę późno, ale może wykiełkują…

Covid-19: 9902/64
Coco galery update…
Wejście Coco galery No2 zdobią przepiękne kafelki ceramiczne autorstwa Pani Katarzyny Urbaniak.
W galerii znajdują się również dwie płytki ceramiczne z oryginalnymi wzorami łemkowskimi oraz kilka ceramicznych kogutków tej autorki.
Okno galerii zdobi witrażowy kogucik na zamówienie wykonany już zimą przez Panią Alicję Zapolską.
Powiesiłam również dwie mozaiki wykonane zimą przeze mnie. Jest to jednak na tyle żmudna praca, że nie będę dalej kontynuować tego hobby 🙂
Do nowości należy również szafeczka, w której przechowywane są jajka, a pod nią bezpośrednio znalazło się miejsce na dwa gniazda, w których kurki znoszą jaja.
Produkcja i pakowanie – na miejscu 🙂
Ze względu na niszczycielską działalność nielegalnie zamieszkujących mysz w Coco galery No1 zmuszona zostałam na ponowne oprawienie poezji z kącika poetyckiego i przeniesienie go do Coco galery No2. Tutaj znajdują bardziej godne i niedostępne miejsce dla małych gryzoni, które nocą ewidentnie nudzą się i dokonują zmian, jedynie dla nich sensownych.

Covid-19:22947/204
To już drugie Święta w czasie zarazy. Zeszłoroczne były smutniejsze, bo w całkowitym lockdownie. W tym roku rodzinnie. Było duuuużo jedzenia – aż za dużo. Spacer do sąsiadów, których domostwo już nie istnieje. Potem obowiązkowa wizyta w Coco gallery No2, aby mieć kontakt ze sztuką, no i zdjęcia, zdjęcia…

Covid-19: 28073/571
Working very hard…

Covid-19: 30546/497
Kobieta pracująca żadnej pracy się nie boi. Wczoraj zaczęłam, dzisiaj dokończyłam „upiększanie” ściany w Coco gallery.
Po szczepionce Pfizer żadnych (na razie) skutków ubocznych – jedynie lekki ból ręki.

Covid-19: 35251/621
Prima Aprilis
1 kwietnia czyli Prima Aprilis był szczególnym dniem dla mnie. 30 lat temu po wielu latach związku Peter oficjalnie został moim mężem. Myślałam, że to będzie pamiętna data, ale niestety nigdy on tego nie pamiętał…
Mój dzisiejszy dzień rozpoczął się bardzo wcześnie. Moja godzina „0” to pobudka o 9.00, potem kawa, czytanie wiadomości i e-maili. Do pracy wychodzę zwykle koło 10.00.
Godzina 6.18 – telefon. Dzwoni Tomek. Przeraziłam się, bo pomyślałam, że coś złego się stało. A on, żebym szybko logowała się na konto pacjenta, bo jest dostępna szczepionka firmy Pfizer. On i jego żona już się zarejestrowali. Wiedział, że nie jestem zwolenniczką szczepionki AstraZeneka, która od niedawna przysługiwała mojej grupie wiekowej. Postanowiłam, że nie będę się nią szczepiła.
Pierwszy raz w tym roku mogłam obserwować wschód słońca. Było pięknie, mgła za oknem – sielanka. Jak to pięknie tak rano wstać… Pomyślałam, że z tym Pfizerem to jakiś Prima Aprilis. Lekko ospała zalogowałam się na moje konto pacjenta. Strona rządowa. Rzeczywiście dostępna była szczepionka firmy Pfizer. Sprawdziłam terminy: na dzisiaj! Pierwszy dostępny termin to 17.40 i do tego w niedalekiej odległości, bo w Kaputach. Zabawne, że szczepienie miało się odbyć w siedzibie Detoks Fenix, gdzie dokonuje się odtrucia alkoholowego lub narkotykowego. Znów pomyślałam, że to Prima Aprilis – sprawdziłam w Google i rzeczywiście firma taka istnieje. Kliknęłam termin, błyskawicznie dostałam sms z potwierdzeniem. Poszłam kontynuować moją „niedospaną” noc.
Rankiem okazało się, że to błąd systemu i wynikająca z tego cała afera. Zarejestrowali się ludzie, których roczniki do tej pory nie były do szczepień planowane. Rząd raz coś potwierdzał, potem zaprzeczał, 40-latkowie mają otrzymywać korekty terminów, system na początku miał „przerwę techniczną”, a potem całkowicie przestał funkcjonować. Tomek, że jest 55-latkiem będzie miał szczepienie w nadchodzący wtorek i nie będzie ono przesuwane. Zapanował szczepionkowy chaos.
Gdy późnym popołudniem jechałam na szczepienie – do końca nie byłam przekonana, że ono się odbędzie. Ale się odbyło. Trwało to nie więcej niż 2 minuty, a potem nastąpiła miła i wesoła pogawędka z panami doktorami. Dzięki temu nie miałam stresu poszczepiennego (na stres przedszczepienny nie miałam po prostu czasu). Moja wiedza powiększyła się o różne rodzaje detoksów i ich ceny – lepiej więc nie stać się pacjentem tej – chociaż bardzo ekskluzywnej – placówki z bardzo miłym personelem medycznym.
Pani z rejestracji stwierdziła: „ale ma pani kaktus na głowie” – a ja pomyślałam, że mi się włosy naelektryzowały po tej szczepionce. Prima Aprilis!