Nadszedł długo, bo od dwóch tygodni i jednego dnia, oczekiwany finał malarski Rysia Owczarka. Były dni gorsze i lepsze, ale podziwiam zapał i determinację Mistrza. Oczekiwałam skromne „upiększenie murów”, a powstał mural – jak mawiał Profesor Ludwik Maciąg – „jakiego nie było, nie ma i nie będzie”… Gratuluję świetnej kompozycji i gry kolorów i świateł i… tężyzny fizycznej, bo nie łatwo było malować wdrapując się na drabinę, gdzie przeszkadzały gałęzie i… komary.