Karma wraca…
Dawno, dawno temu, ponad 20 lat temu podarowałam Mirci i Ryśkowi moje całe stado ozdobnych kurek. Były między nimi unikatowe osobniki od Krzysia Pudyszaka z Katedry Drobiarstwa Akademii Rolniczej w Olsztynie. Jednego z naszych kogutów nawet namalowała Weronika Kobylińska i reprodukcja obrazu zamieszczona została na okładce „Nowej Wsi”. Niestety kurki wszędzie właziły i nie można im było wytłumaczyć, aby nie przefruwały ponad płotami i nie szkodziły w ogródku. Jakoś na budowę wybiegu wtedy nikt nie wpadł. Kurki w swoim nowym domu miały super, rodziły się nowe pokolenia… Od czasu do czasu dostawałam w prezencie ekologiczne jajka… Trzy dni temu okazało się, że około 4 letni kogut – potomek dawnego stada – jest bardzo „jurny” i nadmiernie męczy wiekowe już kury – również potomkinie dawnego stada. Jego los wisiał na włosku, więc powiedziałam: biorę. W ekspresowym tempie zostały zakupione elementy ogrodzeniowe, prawie cały dzień sprzątaliśmy dawny kurnik, który był składowiskiem nie wiadomo jakich rupieci.Z Rysiem wczoraj wybudowaliśmy wojlerę, nawet ogrodzoną od strony nieba, bo przecież w okolicy mieszkają kuny leśne i lisy. Pamiętam, jak dawno dawno temu kuna uśmierciła młodego pawia, który nocował wysoko na belce w stajni…
Z naszego śmietnika wyciągnęliśmy dawne żłoby, które przez wiele lat służyły koniom i stare miednice, które bardzo wysłużyły się ludziom. To będą miejsca do składania jajek. Rysio zbił nawet profesjonalną grzędę, a dzisiaj kurier przywiózł poidło i karmik dla kur. Znalazło się też bardzo stare koryto… Kolekcjonuję wszystko i jak widać nawet po ponad 20 latach coś może się przydać.
Na olx szukałam, kto w okolicy ma kury na sprzedaż, bo przecież kogutowi trzeba było zapewnić młode panny. Znalazłam „hodowcę kur ozdobnych”, który był niezbyt rozmowny przez telefon, ale powiedział, że młode kurki ma – rasa „rosa”. Bez wyboru, ale są zdrowe i 16 tygodniowe.
Dzisiaj Rysio pojechał z panem Geniem po te kurki i okazało się, że „hodowca kur ozdobnych” to najzwyklejszy handlarz. Jego kilkunastoletni syn przyniósł trzymając za nogi 5 kurek – w tym jedną „jarzębatą”. Na komentarz Rysia, że jedna kurka jest jakaś mała panowie usłyszeli, ze nieraz ludzie też są mali i żyją…
Kurki są ładne, oswojone, widać, że nie boją się ludzi. Zostały powitane truskawkami i makaronem, co bardzo im do gustu przypadło.
Teraz jest wieczór i krajobraz po burzy. Mirka z Ryśkem przyjechali traktorem. Mirka z kogutem, Rysiek z piękną kurką pod pachą. Próbowali go przewieźć w klatce na ptaki, ale tak wojował, że wyrwał sobie ostrogę. Przyjechał z zabandażowaną nogą, ale już nie krwawił, profilaktycznie jednak ranę zdezynfekowałam. Tym sposobem „już nasz” kogut ma jedną ostrogę i nowe stado: swoją dobrze znaną starszą kurkę – potomkinię naszego stada i pięć młodych kurek. Ciekawe jak się stadko zadomowi…